środa, 30 lipca 2014

Rozdział 4

' Ludzkość! Jakaż ona szlachetna! Jakże chętna do poświęcenia... kogoś innego!
 ~Stephen King


Była na miejscu i siedziała przed biurkiem swojego szefa. Czekała na jego informacje w sprawie ojca, ale on tylko przez chwilę się jej przyglądał. Wyraźnie nad czymś głęboko dumał, jakby jeszcze rozważał, czy wydusić to z siebie czy nie. Przed jego oczami pojawiło się ciało mężczyzny, przez co musiał przymknąć oczy i wziąć głęboki wdech. Ciągle się zastanawiał nad tym, jak można być tak brutalnym i bezdusznym, by doprowadzić czyjeś zwłoki do tak strasznego stanu. Nie chodzi tu już o samą zbrodnie, lecz o szacunek. Potraktowali go jak zwykłego śmiecia, robala. On czegoś takiego nie życzyłby nawet najgorszemu zbrodniarzowi. 
- Simon, powiesz mi w końcu, jaki to trop? - spytała, mrużąc z zniecierpliwienia oczy. Wyrwała go z zamyśleń, przez co wyprostował się i natychmiast przeniósł na nią swój wzrok. 
- Chodzi o to, że Austin należał podobno do Black Boston - rzucił prosto z mostu, na co ta z niedowierzania, rozszerzyła tylko oczy. Zacisnęła w złości pięści, jedną z nich po chwili uderzyła stół i gwałtownie się podniosła z siedzenia.
- Kpisz sobie ze mnie? Mój ojciec poświęcił całe swoje życie, by chronić to cholerne miasto. Poświęcił nawet własną rodzinę! A ty mi mówisz, że on pracował dla najgroźniejszego gangu?! Czy ty nie masz wstydu, by oczerniać własnego towarzysza?! - wydarła się na całą agencje, ogarnięta napadem złości. Simon jednak nawet się nie poruszył, spodziewał się takiej reakcji. Westchnął ciężko i pokręcił głową, nakazując gestem ręki, by usiadła. Zrobiła tak, jak kazał. Jednak z trudem. 
- Posłuchaj mnie, Bella. - W tym czasie wyciągnął z półki jakieś zdjęcia i rzucił nimi na biurko w stronę brunetki. - Pamiętasz napad na jacht, gdzie zginęła twoja matka? - spytał, na co kiwnęła potwierdzająco głową. Trudno nie zapomnieć, w końcu wtedy straciła ważną osobę w swoim życiu. - Na tych zdjęciach dużo osób było w masce. Przyjrzyj się jednak mężczyźnie, który ma zdartą koszulkę. Co widzisz? - Dokładnie się przyjrzała i dostrzegła tatuaż. Identyczny do jej ojca, natychmiast zrobiło jej się gorąco. 
- To jeszcze nic nie znaczy - syknęła, próbując bronić imienia rodziciela. 
- Spójrz na drugie zdjęcie. - Tak też uczyniła. - To czas, gdy ludzie wsiadali na jacht. Spójrz w stronę krzaków. Kogo tam widzisz? - Wysiliła swój wzrok. Widok twarzy Austina Howarda sprawił, że papiery wyleciały jej z rąk. Próbowała znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie, cokolwiek. Byle by okazało się to wszystko jedną wielką nieprawdą. 
- Dlaczego dopiero teraz to zauważyliście? Czemu wcześniej go na tych zdjęciach nie wykryto? - spytała, powstrzymując napływające łzy. 
- Nie mam pojęcia. Nie braliśmy go w ogóle pod uwagę, aż do dziś. - Była wyprowadzona z równowagi. Właśnie dowiedziała się, że jej własny ojciec był zamieszany w śmierć jej matki. On za tył stał, to on odebrał jej ostatnią osobę, która przy niej trwała. Nie patrzyła na to, co robi. Zrzuciła wszystko z biurka i wybiegła z pomieszczenia. Słyszała tylko głos Simona, który ją nawoływał. Niestety nie zwracała na niego uwagi, chciała stąd uciec. Jak najdalej, musiała zapomnieć o tych wszystkich narastających problemach. Czuła na sobie zdziwione i rozczulone spojrzenia agentów, kiedy ich wymijała. Próbowała zakryć ręką swoje łzy, tak cholernie cierpiała. Nikt nie mógł sobie wyobrazić tego, przez co aktualnie przechodziła. Czy tak trudno było ofiarować jej normalny dom? Spokojne życie i szczęśliwą rodzinę? Dlaczego to właśnie ona musiała cierpieć? Świat się na nią uwziął, czym zawiniła?! Po dłuższym czasie zorientowała się, że trafiła do jakiegoś mało ciekawego klubu. Ocknęła się w środku, wśród masy spoconych i pijanych ludzi. Rozejrzała się uważnie po terenie. Dużo osób poruszało się w rytm muzyki, splatając ciała z swoimi partnerami w bezwstydny sposób. Ruszyła więc w stronę baru, musząc przy tym pchać się przez ten cały tłok. Gdy dotarła do celu, rozsiadła się na krzesełku i zamówiła martini. Barman od razu jej go przygotował i podał, dzięki czemu mogła wlać owy płyn prosto w głąb swego organizmu. Prze oczami ciągle miała te zdjęcia, jej ojciec był mordercą. Zabił matkę, jej ukochaną mamusię. Jak on mógł to zrobić? Co ona mu takiego zrobiła? Kochała go całym sercem, była w stanie poświęcić dla niego nawet własne życie. I co dostała w zamian? Kule. Wspaniałe odwdzięczenie się za tyle lat wspólnego życia. 
- Trudny dzień, hm? - Obcy głos wyrwał ją z zamyślenia. Odwróciła się w stronę tego ktosia i zlustrowała mężczyznę od góry do dołu. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn, który miał trochę przydługie włosy. Delikatny zarost na twarzy i pewne siebie spojrzenie. Mocne rysy twarzy i idealnie dopasowana czarna koszula. Był przystojny, cholernie przystojny. Musiała mu to oddać, fakt. 
- Trudne dni - poprawiła go, biorąc kolejny łyk alkoholu. Usłyszała w odpowiedzi cichy śmiech, przez co znowu zaszczyciła go swoim spojrzeniem. 
- Raczej nie chodzi tu o zwykłą miesiączkę, co? 
- Chciałabym, by o nią tu chodziło - skomentowała, przygryzając dolną wargę. Nieznajomy uważnie się jej przyglądał, była dla niego zagadką. Była piękna i tajemnicza, a takie zazwyczaj należały do najniebezpieczniejszych. Nie ma pojęcia dlaczego, ale zainteresowała go. I to dość mocno, chyba nawet za mocno. Miała gęste i długie włosy, cudowną sylwetkę i idealne rysy twarzy. Z jej oczu można było wyczytać cierpienie, nic więcej. Żadnej iskry radości, tak jakby były martwe. Czuł, że kobieta przeżywała w swoim życiu coś ciężkiego, jakąś tragedie. Była dla niego jak nowa książka, której nigdy nie czytał, ale strasznie chciał poznać jej treść. Jednak była zamknięta na klucz, do którego ciężko dotrzeć. Nie rozumiał tego. To uczucie mu się nie podobało. 
- Chcesz pogadać? - rzucił, na co ona zmarszczyła podejrzliwie czoło. 
- Nie, chce się tylko napić. - Uśmiechnął się zadziornie, po czym zamówił dwa razy martini. - Nie wysilaj się z kasą, nie mam zamiaru pakować ci się do łóżka. - Ostrzegła dość groźnie, na co on się tylko zaśmiał. Wyszczekana, podobało mu się to. 
- A kto powiedział, że chce się z tobą przespać? - zapytał, spoglądając prosto w jej oczy. Bella westchnęła, po czym odwróciła wzrok i oparła łokcie o blat.
- Nikt. Chociaż kto wie, może byś mnie odstresował - dumała, nie zważając na to, że on to słyszy. No co? Była kobietom, też miała swoje potrzeby. Nie uprawiał sexu z byle kim, ale w tej chwili nie myślała nawet o swojej dumie. Była zrozpaczona, popadała w depresje. Może trochę przyjemności, którą on może jej ofiarować, dobrze by jej zrobiło? Blondyn trawił jej słowa i bez żadnego zastanowienia wiedział, że nie przepuściłby takiej okazji. 
- Jest w twoim życiu aż tak źle, że jesteś w stanie bzykać się z obcym sobie mężczyzną? - Wypiła martini do końca i zaśmiała się sztucznie. Przegryzła dolną wargę i przeczesała swoje brązowe włosy.
- Uwierz mi, że jest nawet gorzej. - Po tych słowach wstała, rzuciła banknot na stół i ruszyła w stronę wyjścia. Zostawiła mężczyznę samego, który pogrążony był w różnych przemyśleniach. O dziwo, te przemyślenia dotyczyły obcej kobiety, która wzbudziła w nim wielkie zainteresowanie. 
- A jak cię zwą? - krzyknął, mając nadzieje, że go usłyszy. Ku jego uldze, odwróciła się i oparła rękę na swoim biodrze. Wyglądała jak upadły anioł, który zastanawiał się nad odpowiedział. 
- Mów mi Bella. 
- Mów mi James - przedstawił się również, po czym ta zniknęła w tłumie. Obydwoje wiedzieli, że nowo poznanej twarzy długo nie zapomną. 


Black Boston powrócił. Wiem, dłuuuuga przerwa. Jednak to nie kwestia tego, że zapomniałam o tym opowiadaniu. Chodziło o czas na pisanie oraz o to, że nikt go nie czyta... Wiem, to kiepska wymówka. Fakt, pisze się dla siebie. Jednak jeśli nikt nie czyta, to człowiek się zniechęca. A gdy się zniechęca, swoje bazgroły zostawia u siebie na komputerze. Albo w ogóle przerywa pisanie. Tak więc daje sobie kolejną szanse. Jeśli ktoś czyta, niech skomentuje. To naprawdę motywuje do dalszego pisania. No więc, pozdrawiam. Postaram się, by rozdział pojawił w ciągu 2-3 tygodni. :)